Archiwum 18 listopada 2004


Dzień. Mój dzień. Po prostu...
Autor: ksiezna_podberezka
18 listopada 2004, 17:05

Popołudnie.

Już się ubieram…

Gdzie ta torba? Jest. Nuty pewnie są w środku, raczej ich nie wyjmowałam.

Siedząc w samochodzie, przypominam sobie o beztrosko leżącym na biurku telefonie.

Już trzymając go w kieszeni, jadąc windą, staram się przypomnieć sobie moment przekręcania kluczy w zamku…

Zamknęłam drzwi.

Zgasiłam światło?

 

***

 

Muszę przeczekać pół godziny przed zajęciami w teatrze.

I znów te same drzwi, kiwająca głowa ochroniarza, korytarze… Ach, no i te fotele. Zawsze w tym samym miejscu, zawsze czerwone. Tylko siedzący się zmieniają… Tam dalej stoi manekin w futrzanej czapce, który tak wiernie towarzyszył mi u schyłku pamiętnego bankietu happeningowców.

Ale ja skręcam w drugą stronę.

Odwieczny zapach farby unoszący się z rekwizytorni… Ciekawe, do jakiego spektaklu…

 

Schody i kolejne fotele. Tym razem już na piętrze, obok wejścia na scenę.

 

-Dzień dobry! – uśmiecham się.

-Dzień dobry – odpowiada mi serdeczny głos.

 

I siadam. I wciąż czuje w nozdrzach zapach rozpuszczalnika. I widzę zapakowane na wyjazd dekoracje do „Fausta”.

Jak tu pięknie…

 

***

 

Śpiewam. Powtarzam dźwięki wygrywane przez pianino. Mniej lub bardziej udolnie.

Ceglasty telefon przypomina o sobie gwałtownie melodyjką „Dzwonki sań" (lubię być „na czasie”).

Wracam do domu.

 

***

 

Nie. Nie zgasiłam światła…

 

***

 

Mój kot na to wszystko ziewnął i zakrył płaski nos ogonem…