Najnowsze wpisy, strona 3


Skromnie. Za nas!
Autor: ksiezna_podberezka
27 sierpnia 2005, 22:03

Jak podaje pewien słownik terminów literackiech (Jaworski. Stanisław Jaworski go stworzył):

 

Happening [czyt. heppening; ang., zdarzenie], jedna ze współczesnych postaci spektaklu teatralnego (od 1959), wprowadzająca element improwizacji, niespodzianki, zaskoczenia, szoku. Scenariusz ma charakter tylko szkicowy, służy jako rama swobodnie dopełniana inwencją słowną i aktorską, przy czym zasadniczym celem happeningu. Jest wciągnięcie widza do współdziałania, wytrącenie go z pozycji biernego odbiorcy. Happening ma być sztuką-działaniem, nie zaś widowiskiem estetycznym, odciętym od rzeczywistości.

 

Ano, Imaginacja od dłuższego czasu do grona Happening’owych Stworów się zalicza. Czyż to nie piękne, że z tak wspaniałymi ludźmi, w tak wspanialej atmosferze mogę robić Sztukę?

 

Bo wiecie, to już rok. Rok temu pewien Przemek brutalnie zażądał ode mnie obecności na happeningowym spotkaniu. I zaczęło się. I trwa. Trwa. I krzyczy, ze teatr żyje!

 

***

 

TYM LUDZIOM, których kilka minut po południu dnia 27 sierpnia roku 2004 ujrzałam na skwerku przed teatrem, z którymi kilka dni później atakowałam miasto artyzmem, którzy tak wiele dali mi przez rok, składam życzenia rocznicowe. I tym, którzy dołączali się do nas później, choćby na jeden raz, dziękuję.

I Przemkowi z imienia. Za brutalność dziękuję.

 

Wznieśmy toast Sokiem Jabłkowym!

 

 

 

Smutno?
Autor: ksiezna_podberezka
14 sierpnia 2005, 21:53

Czytelniku! Tak, Ty. Nie oglądaj się, znam ten stary kawał. Czy wiesz, że są takie dni, kiedy człowiek tupie nerwowo po zadeszczonym chodniku i powtarza wciąż to samo – budyń? Dzień kończy się wtedy tym, że ten sam człowiek planuje pobudkę wcześnie rano i ugotowanie wielkiego garu budyniu.

 

No dobra. Może nie wstałam aż tak bardzo wcześnie. Ale gdy już moja siostra przyniosła ze sklepu 2 litry mleka, 4 paczki budyniu brzoskwiniowego trafiły do gara. Dużego gara.

Cały proces trwał tyle, co jeden „RevolverThe Beatles.

 

A w ogóle, to nie umiem żonglować woreczkami z pietruszką. Zapiszą mi to w kartotece?

 

Bo Lidl jest tani
Autor: ksiezna_podberezka
02 sierpnia 2005, 15:31

Nosze kalosze, kalosze noszę, noszę kalosze, nalosze kloszę…

Hm…

Nie. Ja nie nosze kaloszy.

I nie umiem freestyle’ować najwyraźniej, bo przegrałam w potyczce z brakiem natchnienia. Muszę pogodzić się z myślą, że nie będzie mi dane stworzyć poruszającej epopei pt. „Pan Tadeusz. Ostatni zajazd na Litwie”. Poza tym, ogarnia mnie dziwne wrażenie, że ktoś już coś takiego napisał…

 

Uwaga na małe elementy
Autor: ksiezna_podberezka
22 lipca 2005, 14:29

Co takiego jest w centrach handlowych, że Alicję od nich odpycha albo cóż w Alicji, że tak przed nimi ucieka? Lęk przed dużymi pomieszczeniami, syndrom cienkiego portfela, a może nie odpowiadający tej przebrzydle wybrednej Alicji asortyment sklepów, atmosfera zżerającego ludzkie mózgi konsumpcjonizmu? Może.

 

Mus musem.

 

Telefony komórkowe? A bo to taki gatunek, co z Alicją ma same problemy. Pierwszy osobnik był dla niej za dobry, dlatego też ktoś postanowił go jej odbić. Drugi… cóż, łączył i przekazywał wiadomości czasem, a jeśli go się zostawiło podłączonego do koleżanki ładowarki, to nawet zbudzić rano potrafił. Ale i tak jego największym atutem była ceglastość i wyciągana antenka. Trzeci był fajny. Lecz złapało go jakieś choróbsko i zapadł w śpiączkę.

Pociągnięta przed gablotkę Alicja widzi możliwych następców.

-A ten? – pokazano jej palcem coś niewiele większego od palca tegoż.

-To? Przecież ja to połknę.

 Zabawka przeznaczona dla dzieci powyżej któregoś tam roku życia. Małe elementy mogą zostać połknięte.

I tego wcale nie napisano na telefonie. Tak sobie po prostu pomyślałam...

 

Ci ludzie, zakupy, ceny, kamery. Ja wiem, pada deszcz. Ale czy to jest jedyna deszczowa rozrywka? Czy ta pani musi kupować akurat teraz? Czy te wszystkie okropności są warte moich oczu (bo pieniędzy mych nie są warte na pewno)?

Ja wiem, nie ma lekko. Ja wiem, trzeba…

 

Pani sprzeda mi ten parasol…

 

 

Te! Co to za tytuł?
Autor: ksiezna_podberezka
13 lipca 2005, 12:48

Znaleziona w zeszycie „stara” refleksja. Jedno mogę powiedzieć-im mniej się wie, tym przyjemniej się marzy.

___________________

 

Imaginacja zobaczyła Kordiana. Stał tam i pewnie nie widział jej w tłumie innych oczu, może nie tak wyimaginowanych i łaknących brzmienia imienia tak cudnie literackiego, ale mających takie samo prawo do patrzenia. Ale ona go obserwowała i słuchała. Chłonęła każde jego słowo, wybaczała każdą niezręczną ciszę. Imaginacja zawsze zastanawiała się, w jakich okolicznościach go ujrzy, jeżeli w ogóle będzie jej to dane. Chciała szukać, a tymczasem on sam się znalazł.

Nie zamieniła z nim ani jednego słowa, ale poznała go po czymś nadzwyczaj cennym. Kordian obnażył przed Imaginacją część swojej duszy, pokazując jej swoją sztukę.

 

Dwa morza w sercu Imaginacji. Morze Euforia, falujące pod wpływem myśli, że oto oczom ukazała się ta postać niezwykła i intrygująca, a przede wszystkim już nie tylko literacka, lecz żywa, namacalna. I Morze Rozczarowanie, bo cóż ze spotkania, skoro Kordian nawet nie wie, że gdzieś tam spogląda Imaginacja i być może patrzy na niego po raz ostatni.

 

A jednak minęli się jeszcze dwa razy, dwa razy wymienili spojrzenia. Ach, gdyby wiedział…

 

W sumie, widziałam go trzy razy. Mówią, że sztuka do trzeciego właśnie, lecz ten minął bezowocnie i nie wróci.

 

A może to nie był TEN Kordian? Powiedzcież, czy szukać?